"Save me" ~ Mona Kasten

Ruby Bell, dziewczyna, której największym marzeniem jest bycie studentką w Oksfordzie. Tak było od zawsze, pomimo tego, że nie miała pieniędzy ani nie żyła w luksusie wiedziała, że da z siebie wszystko, aby tam być. Miała wsparcie swoich bliskich, planowała swój każdy dzień, zapisując poszczególne zadania w kalendarzu. 
"Zielony - ważne!
Turkusowy - szkoła.
Różowy - komitet organizacyjny Maxton Hall.
Fioletowy - rodzina.
Pomarańczowy - odżywianie i sport."
Złoty - Oksford i coś jeszcze...
Nigdy nie chciała mieć tego co należało do życia praktycznie wszystkich w jej szkole - Maxton Hall, gdzie mogła uczęszczać jedynie dzięki stypendium naukowemu. To miejsce było dla niej szansą na dostanie się na wymarzoną uczelnie. Chciała tylko jednego - być niewidzialną i nie rzucać się w oczy. I przez dwa lata się jej to udawało... Aż do jednego popołudnia, które całkowicie zrujnowały jej spokojne i poukładane jak do tej pory życie.
Ruby znalazła się w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie. Zobaczyła coś, co mogłoby zrujnować dobre imię najpopularniejszego chłopaka w całej szkole - Jamesa Beauforta.
Jest tą osobą, której lepiej nie zajść za skórę. Przystojny, bogaty, zadufany w sobie i arogancki, ale przede wszystkim pewny siebie, bo gdyby taki nie był byłby w stanie zaproponować pieniądze albo seks w zamian za milczenie komuś kogo widzi pierwszy raz na oczy?
James w tak krótkim czasie zniszczył wszystko nad czym pracowała od dłuższego czasu. Przez niego straciła swoją anonimowość... 
Pozornie dwie różne osoby, żyjące w paradoksalnie przeciwnych światach odnajdują jednak wspólny język. Jednak nie każdemu podoba się ta rozwijająca się znajomość...

"Nie możesz stracić czegoś, co do Ciebie nie należy..." ~ Save me

Zdecydowałam się na ten tytuł zupełnie w ciemno, oceniając - nie ładnie - książkę po okładce. Miałam ogromne szczęście, że jest ona, w moim guście, prześliczna i idealnie uzupełnia moją biblioteczkę. Dostając więc propozycję przeczytania jej bez zawahania zgłosiłam się, nie znając choćby słowa na temat fabuły w niej ukrytej. 
Miałam już styczność z autorką, gdyż czytałam całą serię "Begin again" i byłam nią oczarowana, tak samo jak w przypadku "Save me". Chociaż śmiało mogę powiedzieć, że ten tytuł przypadł mi do gustu odrobinę bardziej.
Od pierwszych słów pierwszego rozdziału wiedziałam, iż to właśnie to czego pragnęłam od bardzo dawna. Właśnie takiej historii potrzebowałam. Pięknej, lekkiej, przyjemnej, wciągającej, prawdziwej. Właśnie taka jest.
Opowiadana z dwóch perspektyw: Ruby i Jamesa, dzięki czemu mamy spojrzenie na ich relację z dwóch, zupełnie innych punktów widzenia, co spowodowane jest ich różnicami w wychowaniu i nie tylko. Właśnie dlatego tak lubię książki z wieloosobową narracją, gdyż dzięki temu poznajemy większą ilość bohaterów, co pozwala nam na zapoznanie się z uczuciami nie tylko głównej bohaterki czy odpowiednika męskiego tej postaci. Uważam, że zawsze działa to na korzyść książki.
Mogę śmiało przyznać, że jestem ogromnie zakochana w "Save me", nie pamiętam kiedy ostatnio tak bardzo jakiś tytuł mną zawładną. Mogłam czytać wszędzie i o każdej porze i wciąż było mi mało. Pragnęłam w jednej sekundzie przeczytać jak najwięcej, aby coraz szybciej poznawać kolejne wydarzenia towarzyszące Ruby i Jamesowi. Byłam zachłanna, wciąż jestem! Autorka zawładnęła moim sercem i robiła z nim co tylko żywnie jej się podobało. Powodowała śmiech, żal, płacz - wszystko na przemian. Stworzyła niesamowitą więź pomiędzy bohaterami a czytelnikiem. Stworzyła Ruby i Jamesa, ale to właściwie zawładnęła moim życiem i spowodowała, że na trochę czasu zniknęłam z świata, bo jedyne co robiłam to czytałam i czytałam. Aż do ostatniej kartki...
Istotnie ważnym wątkiem stała się tutaj rodzina, która na każdym kroku była nieodzownym elementem życia bohaterów. Autorka jednak nie ograniczyła się jedynie do idealnego świata, który nigdy tak naprawdę nie istniał, lecz pokazała prawdziwość ludzkiego życia. Ukazała realne problemy rodzinne, nie ograniczała się do jednego, nie były to jedynie zdrady, rozwody czy kłótnie, ale zmartwienia dotyczące niepełnosprawności czy braku jednego z członków rodziny. Pokazała siłę rodzeństwa, więź pomiędzy siostrą a bratem oraz jedynie pomiędzy siostrami. Zawarła elementy miłości występującej wśród osób zarówno różnej jak i tej samej płci. W tej książce było dosłownie wszystko, co powinien zawierać pełnowartościowy egzemplarz literatury młodzieżowej.
Lekkość z jaką pisze Mona Kasten jest zadziwiająca i nie wiem jak ona to robi, że przez historię dwójki młodych ludzi po prostu się płynie, a słowa same przemijają i nawet nie wiesz kiedy nagle kończysz najpierw stronę, później rozdział, a nagle nie masz już kartek, aby przekręcać je dalej.
Jeśli chodzi o zakończenie to szczerze nie wiem, kiedy przeczytałam ostatnie 150 stron... Miałam wrażenie, że przemknęłam przez tą część książki jakby to było raptem 10 minut, ale zegarek wskazywał już późną porę.
Przy "Save me" straciłam rachubę czasu, nic nie mogło mnie wyrwać ze świata Ruby i Jamesa, pragnęłam więcej i więcej. Wciąż tak jest, dlatego od razu zabrałam się za czytanie kontynuacji tej serii, bo moje serce nie wytrzymałoby dłuższej rozłąki niż kilka godzin z tą dwójką.
Ogromnie się cieszę, że miałam przy sobie "Save you", bo gdyby nie to... Miałabym tak wielkiego kaca książkowego, że nie wiem ile czasu musiałoby mi minąć, aby zabrać się za zupełnie nową historię, zupełnie nowych bohaterów.
Z całego serca polecam Wam "Save me", bo jest to jedna z lepszych młodzieżówek jakie przeczytałam w całym życiu. I już dziś wiem, że kiedyś z pewnością do niej wrócę. 

"Zazwyczaj przebaczenie to reakcja na krzywdę. Ale nawet jeżeli człowiek wybaczy drugiej osobie ból, który mu sprawiła, to jeszcze nie oznacza, że ten ból po prostu zniknie. Dopóki trwa, wybaczenie jest błędem." ~ Save me
Za możliwość przeczytania książki dziękuje Portalowi Papierowe Motyle:



Komentarze

Za wygląd bloga dziękuję:

Copyright © Time of book